To jednego roku, to było trzech cudzych na wigilię

To jednego roku, to było trzech cudzych na wigilię.

Rozmowa z Lubą Gawryluk

Ja nie stawię talerza pustego. Całe życie nie stawie. Ale ja to tak, ja od razu zapraszam. O tu ile jestem lat, to stale ktoś jest u mnie obcy. Bezdomny, taki jak ja powiem to bezdomny. Nie bezdomny! Oni mają chaty. Ale… jak to alkoholik. Jak oni żyją, rodziny nie ma. To zapraszam ja ich. Nikt jeszcze nikoho nie bił jak to howoryca. Ale i nie mam na sumieniu, bo to trzeba kogoś nakarmić, przyjąć. To je taki Andrzej-katolik. On kilka razy u nas był. To on przyszedł, to płakał. Rodzinę ma która nie zaprasza, nie zaprosi na wigilię. Taki dzień! A mówi: A mnie prawosławni zapraszają. To jednego roku, to było trzech cudzych na wigilię.

A czemu my tak nastawione? Bo ja pochodzę z dużej rodziny, nas było siedmioro dzieci. My na kolonii mieszkali. To nie były takie zimy jak teraz, to zasypie śniegiem. Z Zabłudowa na pieszo dwanaście kilometrów. No do mnie tam trzynaście trzeba dojść. I brat jeden pracował, drugi pracował, to jeszcze stryjek taki muzykant był, śpiewak super. On stale lubił do nas przyjechać, bo u mnie też ojciec śpiewający, no mama deczko, ale my siedmioro wszystkie takie gderliwe. To on w domu zje wigilię wcześniej i do nas idzie na wigilię. Jeszcze dojedzie tam, albo pieszko z tego Zabłudowa przyjdzie. To czasami było tak, że późno my już podjęli, tylko moja mama takie tradycje miała, że nic nie zbierała ze stołu w wigilię. Tak jak stoi, tak stało. Tylko potem łyżki to zbierała, widelców nikt nie używał, noży też nikt nie używał, tylko łyżki. I mama na koniec sianem zwiąże te łyżki i położy. I dopiero my rano zmywali już. A tak to jedzenie stało, bo one hajty szto poumierali to niech jeszcze przyjdą zjedzą. A łyżki się związywało, żeby rodzina w zgodzie żyła. To tego ja się trzymam, bo to z domu wyniesione

Kontakt

Napisz i opowiedz mi o swoim podwórku polskamojepodworko@gmail.com