Można zachowywać enklawy tego uroczego, ale dawnego i niepraktycznego już świata

Rozmowa z Jerzym Misiejukiem prezesem Skansenu w Koźlikach

Modernizacja i urbanizacja to sprawy nie do uniknienia. To tak jak kiedyś były tutaj folwarki, majątki, forma produkcji rolnej. Pojawiły się one tutaj w XVI wieku jak pojawił się zbyt na zboże, ziarno i trzeba było produkować duże ich ilości. Wywoziło się za granicę: Holandia, Anglia. Podobnie było z gospodarką leśną – drewno na budowę statków. To wszystko się skończyło i podobnie tradycyjna wieś, formy gospodarowania też się skończyły. W związku z tym budownictwo. U nas na przykład w lokalnej gwarze stodoła to „kunia”, litewskie słowo. Stodoły, czyli obiekty do przechowywania słomy, siana, zboża przez zimę pojawiły się tutaj kiedy przyszło Księstwo Litewskie. Wychodzi na to, że do tego czasu wcale tego nie przechowywano. Zwierzęta pasły się w lesie, jadły to, co zdołały wykopać spod śniegu. Pod koniec XX wieku zaczęto je tutaj budować. Murowane, między słupami betonowymi, pokryte eternitem. Teraz wszystko się beluje i niepotrzebne do tego są zabudowania. Spichlerze też zniknęły bo zboże wywozi się do silosów, suszarni. Architektura wsi to nasze dziedzictwo- ulicówki. Asfaltowanie ulic też się pojawiło na tym terenie w latach dziewięćdziesiątych. Bruk był po to żeby uniknąć kurzu kiedy na przykład przeganiano bydło, aby błota nie było pośrodku wioski. Spełniał on swoją rolę. On nie nadaje się do użytkowania przez autobusy czy ciężarówki. Kiedy już się pojawiły to zaczął się hałas. Ułożenie asfaltu spowodowało, że transport stał się cichszy. Podobnie z budownictwem domów i ich modernizacją. Do niedawna ludzie żyli bez łazienki, bieżącej wody czy prądu. Wszystko się zmieniło, teraz w każdym domu jest łazienka. Kiedy budowano te domy nie przewidziano pomieszczeń na łazienki ale za to przewidziano funkcję komory, czyli spiżarni. Ale kto dzisiaj potrzebuje spiżarni? Każdy ma lodówkę, nie potrzeba teraz całego pomieszczenia do przechowywania zapasów żywności. Świat się zmienia i pewnych rzeczy szkoda, ale one odejdą bezpowrotnie. Można zachowywać enklawy tego uroczego, ale dawnego i niepraktycznego już świata. Jest migracja, wieś nie wymiera bo wszędzie ludzie umierają ale wyjeżdżają do wielkich miast. Od kilkunastu lat zaczęła się nowa fala, potrzeba domów wiejskich. Migracja sezonowa, ruch weekendowo-wakacyjny. Co będzie dalej? Trudno powiedzieć. Dobrze jest i dobrze się dzieje, ponieważ Ci, którzy wykupują tutaj siedliska to mieszkańcy dużych miast, dobrze sytuowani, mają pieniądze i doceniają też walory wkomponowania w przyrodę, otoczenie i oni chcą się w tym ulokować. To nowy trend. Jeżeli ktoś się interesuje zdobnictwem tych domów to ludzie z zewnątrz. Miejscowi nie, oni dostali te domy z niedoskonałością, bez łazienek, z oknami przez które całą zimę wpada chłód, ogrzewane tylko piecami. Jestem zaangażowany w tę zagrodę w Koźlikach po to, aby te obiekty i styl życia z pierwszej połowy XX wieku bezpowrotnie nie przepadły. Aby każdy mógł zobaczyć jakie były trudy życia bez prądu, bieżącej wody, kiedy zimą trzeba wyjść na podwórko za potrzebą.

 

 

W sześćdziesiątym dziewiątym ludzie polecieli już na księżyc, a tu jeszcze cały czas trwał ten tradycyjny byt

Trzeba sobie uświadomić jakie to życie było trudne. Często było tak, że w jednym pomieszczeniu, które pełniło rolę kuchni, sypialni i jadalni żyła trzypokoleniowa rodzina z dziećmi, sześciorgiem na przykład. Rzecz jasna, wszyscy byli zmuszeni do tego żeby nocować w tej izbie tylko przez zimę. Latem mężczyźni wynosili się do stodoły po to żeby kobiety z dziećmi mogły mieszkać. To było tutaj na masową skalę.

Ludzie w porze jesiennej, zimowej chodzili od domu do domu. Spotykali się grupami, robili prace domowe, łuszczenie fasoli, przędzenie, tkanie. Zbierały się młode kobiety, przychodzili chłopcy. To była ta wesoła część. A do kiedy tak się działo? Do drugiej połowy lat sześćdziesiątych. A przecież w sześćdziesiątym dziewiątym ludzie polecieli już na księżyc, a tu jeszcze cały czas trwał ten tradycyjny byt. Czemu ludzie się spotykali? Nie było telewizora, nie było czegoś co by ich odciągało od tradycyjnego sposobu spędzania czasu. Mój dziadek zmarł w siedemdziesiątym ósmym roku i do końca życia uprawiał trójpolówkę. Do niego żaden płodozmian nie przemawiał, a trójpolówkę wprowadzono tutaj przecież w XVI wieku. Była tradycja, był nakaz, że jeśli robisz tak jak inni to wszystko jest okej. Źle jest jak zaczynasz mącić i modyfikować. To nie zmienia faktu, że duże zabudowania – stodoły, domy to okres połowy XX wieku. Dlaczego tak się działo? Jeżeli w skali kraju dochodziło do akumulacji kapitału to w jaki sposób? Poprzez wyzysk człowieka przez człowieka. Rolnicy kumulowali kapitał, który bankierzy przejmowali. Ktoś musiał na tym stracić by ktoś mógł zyskać. Tak to się właśnie działo.

 

Nie mam podejścia takiego sentymentalnego do przeszłości, nie mitologizuję

Mówiąc Disneyland mam na myśli stworzenie takiego jakby sztucznego środowiska dla potrzeb zarobkowych, w tym przypadku turystyki. Ona musi być krzykliwa, zauważalna, aby ktoś na to zwrócił uwagę. Są przykłady adaptowania tych lokalnych wzorców na zdobienia, architektury budynków do potrzeb komercyjnych, turystycznych. Spotkać można w gospodarstwach agroturystycznych. Pojawiły się raczej dwa nurty. Pierwszy to taki „indywidualnych wakacjuszy”, którzy nabywają te nieruchomości i będą z nich korzystać przyjeżdżając na weekendy i wakacje. Drugi trend czyli Ci, którzy chcą tę ofertę przedstawić, czymś się wyróżnić i przyciągnąć.

Przede wszystkim tam, w Puszczy Białowiejskiej zaczął się proces wykupowania siedlisk i osiedlania się ludzi. Dzisiaj świat stał się bardzo mobilny i w zasięgu. Do Pekinu leci się 8 godzin. Boże Ty mój! Marc’o Polo trzy lata podróżował w ogromnych trudach i niebezpieczeństwach. A dzisiaj co to jest? Jeszcze są ludzie, którzy nabywają nieruchomości, siedliska ale ile on tam będzie siedział? Dwa tygodnie w roku? Zimą będzie chciał pojechać na wakacje na Kanary, na narty. Przecież nie będzie miał tam domu, to też jest stadium przejściowe – wykupowanie tych siedlisk. No bo co? Trzeba przyjeżdżać, kosić, utrzymywać, łatać dziury w dachu. A na to zaczyna wtedy brakować czasu.

Mam się za realistę. Nie mam podejścia takiego sentymentalnego do przeszłości, nie mitologizuję. Nic nie było dobrze, wystarczy posłuchać opowieści starszych ludzi. Ojciec mi opowiadał jak oni tam żyli. Oczywiście później wszyscy tam emigrowali z tej wioski, większość z nich pokończyła studia, zmienili kompletnie swój status.

Jest jeszcze jeden aspekt. Ja mam dom na wsi, po moich dziadkach. Przebudowałem, rozbudowałem. Składał się z kuchni i jednej izby. Teraz to jest duży dom z dwiema sypialniami, salonem. Jeżdżę tam już od dziesiątek lat. Dla mnie to jest kwestia sentymentalna, ale właściwie bez sensu jest ten sentyment bo już Ci ludzie, których znałem już ich nie ma, poumierali. Dla mojego syna, który jest w Szwecji już w ogóle nic nie znaczy. Nic specjalnego, dom jak dom. Trzeba być realistą ale też refleksyjnym.

 

Kontakt

Napisz i opowiedz mi o swoim podwórku polskamojepodworko@gmail.com