Czyje to włosy? Nie wiem, nie widzę jeszcze. Może z końskiej grzywy? Nie, to ludzkie, mięciutkie są.
Zawaliła się dziesięć, a może kilkanaście lat temu. Nikt dokładnie nie jest w stanie powiedzieć kiedy rozpaczliwie, chcąc już zdjąć z siebie ciężar wspomnień – stara chata, przechyliła się na prawą stronę. Dwa pomieszczenia odkryte, z dostępem do nieba. Trzeba się dobrze nagimnastykować by przejść pod zwisającą, przegniłą już belką i schwytać piękną musztardówkę. (…)
Obchodzę każdy pokój. Ze starych łóżek wystaje słoma. Jej obraz w ciasnych pomieszczeniach, rozleniwia i przywołuje wspomnienie rozgrzanego pieca na wyciągnięcie ręki. Na ruszcie leżą jeszcze niedbale położone patyki, patrzące pytająco, czy jeszcze kiedyś pokryje je ogień?
Swoim ciekawskim spojrzeniem, najmocniej obejmuje szafę z rzeczami. Chowa w swoich ramionach kobiecą delikatność. W małych zawiniątkach odkrywam męskie kołnierzyki, nowe czarne rajstopy i chustę, kojarzące się rzeczami uszykowanymi na święta albo na śmierć. Jest coś jeszcze. Miedzy ubraniami i nasionami w papierze po cukrze, leżą luźno rzucone listy nadgryzione przez myszy i czas. A zaraz po nich kolejne, ściśnięte w chusteczkę coś, co wprawia mnie w największą euforię archiwisty. Zdjęcia.