Od samego rana włóczę się po wsi próbując złapać kogoś w rytmie codziennych obowiązków i zapytać o której dokładnie zaczyna się obchód, czyli święcenie obejść i domów.
No w cerkwi teraz się zaczęło, to pewnie koło południa będzie batiuszka chodził.
A czego to pytasz?
Zdjęcia chciałabym zrobić. To dopiero przed obiadem będzie świecenie – odpowiada mężczyzna na rowerze i chwile później pod naciskiem ciężkich nóg w garniturowych spodniach, znika w głąb wsi. Spotykam go jeszcze później, gdy zmierzam na drugi koniec wioski. Tym razem przyglądam mu się uważniej. Porusza się tak samo wolno jak poprzednim razem, z mocno rozstawionymi nogami na boki jakby rower na którym jedzie, był za mały na jego posturę.
– I co zdjęcia wyszły? Ja do koni jadę, o tako za zakrętem. Jakby rower miała to bym ja pokazał.
A wilki są? – zagaduje w temacie zwierzyny. No, wczoraj tu u nas, blisko mnie! praktycznie po sąsiedzku, to wilk zaatakował i zżarł cielaka. O tako tu sprawy!
Spaceruje dalej. Mijam tym razem kobietę zamiatającą obejście. We włosach na środku głowy ma wpięty jeden mały różowy wałek. Nie odrywa wzroku od miotły gdy zadaje jej pytanie.
– Za chwilę powinni ruszać, mieli iść o trzynastej – odpowiada. Sprawdzam na zegarek, jest 13.15, a na ulicy nadal pusto. Pachnie mi sobotą, a to dopiero czwartek.
Przy krzyżach na końcu wsi stoi dziewczyna z małym yorkiem.
– Niech Pani zapyta tych Państwa w chacie obok, siedzą na ławce. Zmierzam pod kolejną bramę, wyginam się przez nią, macham, zagaduje.
-No będzie, będzie obchód, ale o której to nie wiadomo.
Łapie się na tym, że to tylko ja na coś czekam, że moje pytania: kiedy? o której? są pozbawione większego sensu, bo czas właśnie ze mnie zakpił. Przemieszczam się znów z jednego końca wsi na drugi, po kolejnej podpowiedzi skąd rozpoczyna się święcenie.
To facet czy kobieta idzie? – mówi głośno kobieta do męża, kiedy parkuje samochód naprzeciwko ich domu.
– Dzień dobry, to od Państwa rusza obchód? – pytam uroczo kłaniając się wpół starszemu małżeństwu.
– Już powinni iść, my pryjechali z cerkwi juże. I zaraz prydut. I czekajem, o wsio wynieslim. Oni pójdą o tako poparadku i siudy i tudy prosto (pójdą po kolei, i tam i tam prosto) – wskazuje palcem kierunki. Oj tak ciepło się zrobiło, a tak było pochmurno, tak było dobre. Ale to nic, najzimniejszu wodu pitie, bo mnie gorąco.
Zanim ruszy kondukt wybija na zegarze 14.15. Nikt nie tupie nogami, że trzeba było czekać. Pani Nina i Pan Mikołaj gdy usłyszą kroki, z uśmiechem i pobożnością podejdą do stołu.
– A na co się komu tak spieszyć?